7
autor: kanalarz
Tak, to prawda. Chodzi tu jednak nie tyle o holenderskie obywatelstwo lecz o lokalnych, zarejestrowanych mieszkańców-użytkowników, bez względu na obywatelstwo. Choć nadal jeszcze trwają dyskusje, jak to zrealizować w praktyce, czy to zgodne z europejskimi prawami itp. Mówi się m.in. o wydawaniu chętnym tubylcom specjalnych legitymacji, których nie mieliby przyjezdni. W ten sposób ograniczonoby tzw. narko-turystykę, na którą narzekają nie tylko sąsiednie kraje (tym Holendrzy specjalnie się nie przejmują) ale i własni mieszkańcy – przede wszystkim w rejonach przygranicznych. Właściciele coffee-shopów nie chcą o tym w ogóle słyszeć. Twierdzą że to niewykonalne, że to jeszcze bardziej kryminalizuje rynek (gdyż np. pojawią się lokalni pośrednicy) itp. Ja sam spodziewam się, że plany te w końcu albo upadną albo ograniczą się do miast i rejonów przygranicznych. W głębi kraju, gdzie sam mieszkam, nie zmieni się zapewne nic i nadal każdy będzie mógł kupić w coffee-shopie parę gramów marihuany, zwanej tu neder-wiet’em. Osobiście nie radzę, ale muszę przyznać, że efekt tych tzw. “miękkich” narkotyków jest mniej więcej taki sam jak alkoholu, którego umiarkowaną (w Polsce niestety także nieumiarkowaną) konsumpcję kulturowo w końcu zaakceptowaliśmy.
Nie powiedziałem, że przybyłem was ocalić. Przybyłem ocalić Ziemię. (Klaatu w filmie "Dzień w którym Ziemia zatrzymała się")