Nieprzeczytane posty

Re: Wakacyjne przygody

91
Może to nie przygoda z wakacji, ale z mojego pobytu w Odessie.
Pracowałem na Uniwersytecie i tam pracownicy muszą co roku robić badania. Ja musiałem zrobić rentgen płuc. Oczywiście nie mogli mi tego powiedzieć dwa tygodnie wcześniej, kiedy wracałem do Polski po wizę... badania musiałem wykonać na Ukrainie. Z pomocą przyjaciół zapisałem się na wizytę. Wchodzę do pomieszczenia, które wyglądało co najmniej strasznie. Pielęgniarka każde mi się rozbierać i wejść do maszyny, która prędzej mnie naświetliła niż prześwietliła. Kiedy wyszedłem pani mówi: сколько вы можете платить? (ile możecie zapłacić?). A ja mam ubezpieczenie i mogę to badanie zrobić za darmo. Więc odpowiadam: I don't understand you i udaję, że nic nie rozumiem. Pani powtarza, że mogę zapłacić ile mam. Nadal mówię po angielsku, że nic nie rozumiem. Dała mi karteczkę z datą odebrana badań i w swoim kajeciku zaznaczyła, że nie zapłaciłem. Przychodzę wyznaczonego dnia. Znów otrzymuję pytanie, ile mogę dać i znów odpowiadam po angielsku. Pani oczywiście nic nie rozumie. Zabawa trwa dobre kilka minut. Po czym pielęgniarka machnęła mi ręką przed nosem, dała kartkę wielkości karty bankomatowej i kazała sobie już iść. Obyło się bez łapówki. Co ciekawe po badaniu nie otrzymałem zdjęcia swojego prześwietlenia, a właśnie wcześniej wspomnianą, małą karteczkę ze stemplem i odręcznym dopiskiem: "всё нормально" (wszystko w porządku). Także muszę wierzyć im na słowo, że tak jest, mimo że przecież pieniędzy im nie dałem, więc mogli napisać coś zupełnie innego. ;)

Re: Wakacyjne przygody

92
W ubiegłym roku, wybrałem się z moim wujkiem pod koniec czerwca na wycieczkę do lasu. Pomyślałem , że to bardzo fajny pomysł, ponieważ na co dzień , zazwyczaj niewiele się poruszam. Wolny czas po pracy spędzam jedynie na oglądaniu programów telewizyjnych, lub "odwiedzaniu " znajomych na portalach społecznościowych. Pogoda sprzyjała, więc zabraliśmy ze sobą kosz z jedzeniem, koc oraz soki i pojechaliśmy. W drodze do lasu, wujek zapewniał mnie, że od dziecka zna tutejszą okolicę i poprosił , abym niczego się nie obawiał, ponieważ z nim na pewno nie zginę w lesie. Po upływie 20 minut dotarliśmy na miejsce. Pośrodku lasu, jadąc w głąb główną ścieżką, dotarliśmy do polany, na której mogliśmy na reszcie odpocząć i posilić się. Kiedy kończyliśmy jeść nasze drugie śniadanie, nagle usłyszeliśmy trzy strzały. O rany! Polowanie! Uciekajmy! Przerażeni, pobiegliśmy wzdłuż drogi prowadzącej do wyjścia z lasu. Ja byłem szybszy od wujka, to znaczy bardziej się bałem , więc dobiegłem do samochodu pierwszy i ze strachu zamknąłem się w nim, czekając, aż wujek dobiegnie do mnie i wrócimy do domu. Po upływie piętnastu minut, postanowiłem sprawdzić, co się stało, ponieważ wuj nadal nie wracał. Kiedy przestraszony dotarłem na miejsce, okazało się, że został postrzelony w nogę, podczas polowania. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Po udanej operacji w szpitalu, powoli wraca do zdrowia.
Nigdy nie zapomnę, jak bardzo wtedy się bałem. Cała ta historia przydarzyła się nam tylko dlatego, że wjechaliśmy samochodem w strefę zakazaną. Warto o tym pamiętać, aby przestrzegać przepisów obowiązujących w lesie podczas pobytu "na łonie natury".

Re: Wakacyjne przygody

93
delphine2674 pisze: Nigdy nie zapomnę, jak bardzo wtedy się bałem. Cała ta historia przydarzyła się nam tylko dlatego, że wjechaliśmy samochodem w strefę zakazaną. Warto o tym pamiętać, aby przestrzegać przepisów obowiązujących w lesie podczas pobytu "na łonie natury".
Szczerze mówiąc to jestem w szoku, że takie coś jest możliwe. Nigdy nie przypuszczałem, że są w lasach tego typu strefy, chociaż w wielu lasach na terenie naszego kraju już byłem. Mam przynajmniej nadzieję, że tego typu obszary są jasno i wyraźnie oznaczana jakimiś znakami ostrzegawczymi.

Re: Wakacyjne przygody

94
Naprawdę wam się ciekawe rzeczy przytrafiają :) Opowiem wam jedną moją historię - kiedyś jechaliśmy ze znajomymi do jakiegoś miasta. No i zgubiliśmy się nie wiedzieliśmy gdzie dalej jechać. Pytamy przechodnia jak dojechać do miasta, które nas interesowało - odpowiada. Cały czas prosto do Krzyżowki..Później się zorientowaliśmy, że Krzyżowka to było miasto a nie skrzyżowanie.

Re: Wakacyjne przygody

96
Jeżeli chodzi o podróżowanie to też wolę podróżować na własną rękę. Z biurami podróży to różnie bywa. Jeżeli chodzi o fajjne miejsca na wypoczynek to mogę polecić ..... . Ma super lokalizację bo niedaleko zalewu Zegrzyńskiego. Do tego niedaleko hotelu jest pełno kompleksów leśnych.

Re: Wakacyjne przygody

97
Mnie spotkała dosyć dziwna przygoda w samolocie.
Kupiłam sobie wycieczkę do Włoch. Lot na początku przyjemny, aż do momentu pójścia do toalety... Przyłapałam pewną parkę na SamiWiecieCzym... Byłam zażenowana :( Radze Wam, pukajcie kilka razy do samolotowej łazienki, zanim wejdziecie. :)

Re: Wakacyjne przygody

98
Moja śmieszna - ale już po fakcie historia, to ... sholowane auto spod Amfiteatru w Puli (Chorwacja, Istria). Pierwsza reakcja - ukradli nam auto. Druga - może jednak źle zaparkowaliśmy. Na szczęście była to ta ostatnia. Przygoda kosztowała nas trochę kun, poszukiwanie posterunku policji też nie należało do łatwych zadań ;)

Re: Wakacyjne przygody

99
Grecja, Peloponez, okolice Argos, Nafplio. Miałam wtedy 14 albo 15 lat. Polecieliśmy z rodzicami i ich znajomymi z 2 dzieci, czyli łącznie 7 osób (nie z biurem podróży, dawno temu zrezygnowaliśmy). To był bardzo pechowy i stresujący wyjazd, ale teraz się z tego oczywiście śmiejemy. Wypożyczyliśmy dwa małe samochody od znanej firmy, z którą był niezły kłopot - nie wiem czy mogę tu podawać nazwę :D Zaczęło się od złamanej ręki znajomej rodziców, czyli mamy wspomnianych dzieci. Tak niefortunnie, że chcieli robić operację, ale ostatecznie wstawili w gips i pozwolili zrobić wszystko w Polsce. Potem wybraliśmy się do jakiejś miejscowości, do której trzeba było dostać się trasą biegnącą przez górzysty teren - wiadomo, łatwo o wypadki. Znajomi zderzyli się z Grekami, ale to nie było nic poważnego. Problem w tym, że kara za uszkodzenie samochodu od firmy wyniosłaby kilkaset euro, więc starali się (rodzice) dogadać co robić. Grecy mówili w każdym języku, byle żeby był to grecki. Po jakimś czasie zaczęła się zjeżdżać cała grecka rodzina i ostatecznie pojechaliśmy na policję. Tam z kolei szok! W samochodzie nie ma ubezpieczenia, a firma, od której wypożyczaliśmy twierdziła, że dokumenty, które dostaliśmy wystarczą. Policja niezbyt się tym przejęła, o ile w ogóle rozumiała, bo też ani po angielsku ani po niemiecku prawie się nie dało. Zabrane prawo jazdy, ogromna kara pieniężna, samochód stracił tablicę rejestracyjną :D Drugi samochód na szczęście został zaparkowany gdzie indziej, więc wyszło na to, że jechaliśmy w 7 osób jednym Nissanem Micra. Pamiętam, że rodzice byli naprawdę zestresowani i bezradni, wszyscy na policji się kłócili, jedna wielka afera. Ostatecznie zostaliśmy z drugim samochodem, poduszkami (wielkimi, dzieci i ich mama zabrały na drogę), złamaną ręką z pogruchotanymi kośćmi w środku. Nie było jak wrócić, a droga dosyć długa i skomplikowana, więc szukaliśmy taksówek. Kolejny pech - strajk taksówkarzy i nikt nie jeździ. Innego transportu oczywiście nie było. Udało się poprosić właściciela apartamentów, w których mieszkaliśmy, o zabranie nas z powrotem. Potem trwały próby ustalenia co dalej robić, łącznie z telefonami do firmy wypożyczającej samochody i o ile dobrze pamiętam ambasadą Polski. Kto nam pomógł wszystko załatwić, odzyskać prawko i samochód? Pewien grecki polityk, który na działce obok miał piękny sad :) Zadzwonił, posłuchali i dobrze się skończyło. Na lotnisku w Polsce okazało się, że jedna z walizek znajomych została w trakcie drogi porozrywana - pech do samego końca. Rękę udało się poskładać z pomocą płytek. Była też walka o odszkodowanie za utracenie kilku dni wakacji nie z naszej winy, ale nie wiem jak to się potoczyło. Oczywiście historia oczami 14 latki, więc może pominęłam coś istotnego :)

Za drugim razem wszystko było w porządku, polecam! piękne miejsce :)

Re: Wakacyjne przygody

100
backpacker pisze:moja przygoda z walentynkowej wyprawy na Turbacz tak, tak stary, łatwy co zdobycia Turbacz Noc przed wyjazdem spędziłem na robieniu prezentu dla dziewczyny, przed wyruszeniem spałem może ze 3 h plus drzemka w autobusie. Dojechaliśmy do Nowego Targi, zapytaliśmy miejscowych który szlak jest przetarty i poszliśmy. Znaleźliśmy szlak, ale było na nim śniegu pa pas. hmmm cóż, miał być przetarty, wiec pewnie skuter dojechał ale kawałeczek wcześniej. No i idziemy. brniemy i brniemy i wyczekujemy tego przetartego szlaku ale nic. Zmęczyliśmy się dość mocno. Do plecaka miałem przytroczone 2 pary nart a w środku buty, woda, termos - ciężar niezły... Zrezygnowaliśmy. wróciliśmy do początku szlaku, ale spotkaliśmy turystów, którzy wskazali nam prawidłowy kierunek. Żółty szlak i do góry. przetarty fajnie więc pełni zapału idziemy do góry. Idziemy i Idziemy... Wcześniejsze zmęczenie dawało się we znaki. doszliśmy do 3/4 wysokości (połączenia ze szlakiem zielonym) i tam postanowiliśmy wracać - zaczynało się ściemniać (straciliśmy rano dużo czasu) ubraliśmy buty zapięliśmy narty i zaczęła się jazda w dół. Zabawa świetna, tylko nogi odrobinkę bolą. Dojechaliśmy do rozwidlenia. Przetarty szlak według mapy, schodził do miejscowości, która kompletnie nam nie pasowała bo nie było możliwości złapania transportu do domu. Nasz zielony szlak skręcał w kopny śnieg. Stwierdziliśmy, że to tylko może kawałek i pojechaliśmy... Dość szybko się zakopaliśmy. Zadziwiająco szybko zrobiło się ciemno, bardzo ciemno. Nie za bardzo wiedzieliśmy gdzie jesteśmy. Co z tego, że mieliśmy mapę, jak jedynym źródłem światła była komórka. W śniegu byliśmy po pas. Nie szło się ruszyć ani w jedną ani w drugą stronę. Co robić? Cóż trzeba schować dumę do kieszeni i wezwać pomoc. Sięgam po komórkę - no tak po którymś z upadków na nartach komórka się rozczłonkowała. Miała niestety taką wadę, że można było ją włączyć jedynie igłą, bo odpadł guziczek za to odpowiedzialny. Spoko, jest przecież komórka mojej dziewczyny jedna kreska baterii i chyba 12 gr na koncie, świetnie. próbujemy: 601 100 30 dodzwoniliśmy się. bateria szybko padła. rozgrzaliśmy baterię w rękach, próba 2: no tak nie ma środków... Na szczęście Gopr dzwoni do nas. Po kilku próbach (bateria cały czas sie wyładowywała) dogadaliśmy się mniej więcej i po niedługim czasie przyjechał po nas skuter. Zwieźli nas na dół, poczęstowali herbatką i powiedzieli, że latarki zapomnieć w góry to grzech kardynalny, Od tamtego czasu nie ruszam się na szlak bez latarki. Gdybyśmy ją mieli zauważylibyśmy, że niedaleko był przetarty szlak, który wcale nie schodził na drugą stronę góry jak mniemaliśmy... Wszystko dobrze się skończyło. Turbacz darzę dużym sentymentem i chętnie tam wracam :| :D
Zgadzam się, zapomnieć latarki w taką podróż to grzech... Jakieś 4 lata temu musiałem kupić specjalnie na podróż w góry latarkę w sklepie z militariami, służy mi do dziś a wbrew pozorom nie dałem dużo.

Wróć do „Przygody z wakacji”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości

cron