68
autor: george
Wpisy są i cenne informacje również, to ja też dodam następny kawałek.
cd.
Przyszedł wreszcie czas wejścia na najwyższy szczyt Alp Julijskich, Triglav. W przeddzień zrobiliśmy rozpoznanie terenu i warunków jakie musimy spełnić, aby skutecznie i bezpiecznie się tam wdrapać. Podjechaliśmy samochodem do jednego z wejść na Triiglav, Rudnego Polja. To jest mały leśny parking, z którego wiodła trasa na górę, poczytaliśmy tablice informacyjne z czasami przejść na różne miejsca tej pięknej okolicy. Najszybszy szlak na Triglav to 7 godzin i można odpocząć, a nawet przenocować w schronisku w Domu Planika. Jest to zupełnie słuszne, bo końcówka szlaku, jak dla nas, jest dość trudna z ferratami i dużą ekspozycją.
A więc w jeden dzień nie damy rady obrócić i rozsądnym byłoby wejść na szczyt, popodziwiać okolicę, napstrykać fotek i zejść do schroniska. To by zajęło netto ok. 10 godzin, ale realnie znacznie więcej, bo te czasy w Słowenii są wyśrubowane. Poza tym ferraty wydają się straszne, jednak jak się dobrze trzyma liny, to największa przepaść robi się zwykłą skałką. Miałem sprzęt na ferraty, czyli uprząż, kask, lonżę z amortyzacją upadku - wszystko co trzeba, tylko nie tyle co trzeba, bo dwa zestawy, a było nas czworo. Należałoby ciągnąć zapałki, a że istniała obawa, iż facetom przypadnie sprzęt, pomysł ten został porzucony. A także porzucony został zamiar wejścia na Trglav, a właściwie przełożyliśmy go na inną okazję.
Żaczęliśmy sobie obrzydzać to wejście i żartować, że to nie dla nas, niech młodzi się katują, a my tu przecież jesteśmy dla wypoczynku, a nie ryzykowania.
No i podjechał samochodem młody, wysportowany mężczyzna, umięśniony, żylasty, co może cały dzień się wspinać. Miał plecak wielki, jak bagaż Szerpa, a u boku przypięte raki, lina i zapewne wszystko co trzeba do zdobycia wielkiej góry. I my mieliśmy mu dorównać? W żadnym wypadku, nie jesteśmy himalaistami - tak stwierdziła żona.
Tego wspinacza przywiozła kobieta z dzieckiem ok. 5-cio letnim. Zapewne była to żona i z dzieckiem podwieźli go na tą trudną wspinaczkę, do czasu, aż ojciec przywiązał liną do siebie to dziecko. Nie wiedzieliśmy co jest grane i Ola zapytała czy idą na Trilav. Odpowiedział że tak i pokazał podniesiony kciuk.
Przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał i czułem się jak by ktoś dał mi w pysk. Żona próbowała uratować sytuację i powiedziała, że mamy zapłacony pokój i nie będziemy marnować kasy na nocleg w schronisku. Już nie nie mówiłem, że schroniska są za darmo i ta argumentacja jest do kitu. Z minorowym nastrojem wsiadłem do samochodu i by jakoś poprawić sobie samopoczucie, znalazłem sposób. W pobliżu jest przepięknie położone górskie Bohinjsko jezioro, gdzie można podziwiać je z góry i obejść dołem, tam gdzie się da. Dookoła to ok 11 km i jest jakimś substytutem Triglavu, przynajmniej dla nas, niedoszłych zdobywców dachu świata Alp Julijskich.
cdn.