Czołem. Wybrałem się rowerem w blisko dwumiesięczną podróż, której celem były państwa Kaukazu Południowego: Gruzja, Armenia i Górski Karabach. Przemierzyłem blisko 3000 km, zdobywając górskie przełęcze, odwiedzając zdumiewające miejsca i poznając miejscową kulturę. Ze względu na ogrom materiału relację pozwoliłem sobie podzielić na trzy części, każda poświęcona osobnej krainie. Dziś zapraszam na krótką wycieczkę po Gruzji, gdzie łącznie spędziłem okoo miesiąca i zjechałem znaczną cześć obszaru tego fascynującego kraju.
Dużo bardziej szczegółowa relacja w odcinkach, pełna ciekawostek i przepięknych zdjęć, publikowana jest na mojej stronie internetowej
http://wielkarajza.pl/
Na fanpagu Wielkiej Rajzy znajdziecie jeszcze więcej ciekawostek
https://www.facebook.com/wielkarajza/
Gruzja
Gruzja, zajmująca obszar niespełna 70 tys. Km2, jest niezwykle zróżnicowana pod względem geograficzno- krajobrazowym. Znajdują się tu skute lodowcami szczyty w paśmie Wielkiego Kaukazu, wybrzeże porastają tropikalne lasy, żyzne równiny Kachetii obfitują w uprawę winorośli, a pogranicze z Azerbejdżanem zajmują rozległe stepy i pustynie.
Nasza podróż przez Gruzję rozpoczyna się w Kutaisi, skąd ruszamy w stronę Swanetii. Już na samym początku czeka nas najtrudniejszy odcinek trasy. Swanetia to naprawdę wysokie góry, znajdują się tu pięcio i czterotysięczniki, takie jak Szkara- najwyższy szczyt Gruzji, czy Uszba. Szczyty gór pokrywają lodowce, które kontrastują z okoliczną zielenią.
Charakterystycznym elementem krajobrazu Swanetii są kamienne wieże, które wyrastają niczym ogromne grzyby, spomiędzy domów w okolicznych wioskach. Za Mestią, będącą największą miejscowością w regionie, kończy się asfaltowa droga.
Zaczyna się prawdziwa tropikalna ulewa, a jazda robi się niebezpieczna. Skalne okruchy ześlizgują się ze zbocza mknąc w naszym kierunku. Na szczęście udaje nam się pokonać ten odcinek bez strat w ludziach i sprzęcie.
Tym błotnistym traktem docieramy do Uszguli, uzurpującej sobie miano najwyżej położonej wioski w Europie (około 2100 m n.p.m.). W promieniach zachodzącego słońca, które wreszcie wyszło zza chmur, Uszguli, najeżone kamiennymi wieżami, wyłania się z pomiędzy gór, niczym Szangri-La- mityczna kraina wiecznej szczęśliwości, skryta w cieniu niedostępnych szczytów.
Uszguli wydaje się wyjęte z innego świata, a zagłębiwszy się w jego wąskie uliczki, skąpane w błocie i krowim łajnie, odbywamy podróż w czasie, do epoki średniowiecza. Stare styka się tu z nowym: wśród kamiennych domostw wypatrzeć można talerze anten satelitarnych, a „główną drogą” prowadzącą przez wioskę przemieszczają się samochody- spora część z nich to busy z turystami.
Za Uszguli prowadzi już tylko terenowy trakt 4x4, po którym nasze, obciążone sakwami rowery, wspinają się z mozołem na przełęcz Zagaro, na wysokości 2623 m n.pm. m. Jest to najwyższy punkt całej naszej trasy.
Za Zagaro czeka nas szalony zjazd po kamieniach i błocie do Dolnej Swanetii. Tutaj zapuszcza się już niewielu turystów, a błotnista droga prowadzi nas zakosami przez zapadłe, na wpół wymarłe wioski, zapomniane przez ludzi i Boga. Tutaj można zobaczyć Gruzję taką, jaką była jeszcze przed masowym napływem turystów.
Jadąc w błocie, przeprawiając się przez strumienie, zalewające drogę i głębokie kałuże, mijając wysokie łodygi barszczu Sosnowskiego, docieramy w końcu do asfaltowej drogi. Wracamy nią do Kutaisi, a stamtąd, główną drogą mkniemy w stronę stolicy.
Szosa, którą jedziemy łączy wybrzeże ze stolicą i stanowi główną arterię komunikacyjną w kraju. Ruch samochodowy jest tu bardzo intensywny, a mijające nas z pełną prędkością auta powodują spory dyskomfort psychiczny. Rower zdecydowanie nie jest najbezpieczniejszym środkiem transportu na Kaukazie.Kaukascy kierowcy jeżdżą brawurowo, a stan techniczny wielu samochodów pozostawia sporo do życzenia. W Gruzji królują stare auta, sprowadzane czy to z zachodu, czy z terenów byłego ZSRR. Nowy dom znajdują tu stare mercedesy, łady, zaporożce, ziły, gazy i kamazy. Samochód w Gruzji jest artykułem pierwszej potrzeby i znajduje się praktycznie w każdej rodzinie. A przy drogach pełno jest warsztatów.
Monotonię jazdy długą, prosta szosą, urozmaicają stragany z miejscowymi wyrobami. Najpierw jest to ceramika, wzdłuż drogi ciągną się stoiska z wazami, czarkami, butelkami i flaszami. Niektóre bogato zdobione i malowane, inne surowe. Można kupić ceramiczny róg do picia czy butelkę na wino. Uwagę zwracają też liczne figurki- wśród których szczególnie wyróżniają się liczne podobizny Stalina…
Dalej pokonujemy tunel pod przełęczą Rikoti i w ten sposób przedostajemy się do Azji. Przełęczy strzeże twierdza w Surami. Według legendy, aby ją wznieść należało złożyć ofiarę z człowieka. Podobno młody chłopak spoczął zamurowany żywcem w fundamentach zamczyska.
W Surami pojawiają się kolejne stragany: w całym miasteczku można zakupić wypiekane tu słodkie chlebki, dalej, w Chaszuri znajduje się zagłębie produkcji leżaków i hamaków.
Potem zaczyna się autostrada, która- paradoksalnie- dla nas, rowerzystów, okazuje się zdecydowanie bardziej przyjazna niż zwykła międzymiastówka. Wszystko dzięki dodatkowym pasom ruchu- podczas gdy my toczymy się pasem awaryjnym, auta mijają nas w bezpiecznej odległości. Od czasu do czasu zatrzymujemy się przy straganach z owocami. Można tu spróbować czurczechli- słodkiego przysmaku z orzechów, zalanych gęstym syropem winogronowym. Strąki czurczechli zwisają zawieszone na sznurkach, niczym pęta kiełbasy.
Z autostrady zjeżdżamy do Gori, miasta, w którym narodził się Stalin. Można tu zwiedzić muzeum poświęcone jego osobie, nas jednak interesuje inna atrakcja. Kawałek na wschód, koło miejscowości Uplisciche, na szczycie wzgórza znajduje się skalne miasto. Uplisciche jest jedną z najstarszych osad na Kaukazie, najstarsze budynki powstały już około V w p.n.e. W okresie średniowiecza osiedle było ważnym ośrodkiem ekonomiczno-politycznym kraju. Domostwa mieszkalne wykuto tu w litej skale.
Wkrótce zbliżamy się do stolicy. Nie zwiedzamy Tbilisi- kaukaskie miasta są głośne a chaotyczny ruch samochodowy sprawia, że poruszanie się po nich rowerami jest prawdziwą męczarnią. Załatwiamy niezbędne sprawunki i nocujemy w Mcchcecie- starożytnej stolicy Gruzji, gdzie dziś budują swoje dacze bogaci mieszkańcy Tbilisi. Tej nocy śpimy w hotelu. Opuszczonym hotelu.
Następnego ranka wjeżdżamy na Gruzińską Drogę Wojenną. To najbardziej znany szlak turystyczny w Gruzji. Droga, łącząca Tbilisi w Władykaukazem znana była już w starożytności. W XIX wieku została rozbudowana przez Rosjan, aby umożliwić szybkie przerzucanie wojsk. Dziś, jako jedyna droga do granicy z Rosją, stanowi ważny szlak komunikacyjny, a długi sznur ciężarówek ciągnie się całymi kilometrami.
Podróż tą trasą obfituje w wiele atrakcji i pięknych widoków. Pierwszym jest zapora i jezioro koło Zhinvali. Na tle lazurowych wód jeziora wznosi się potężna twierdza Ananuri. Dalej mijamy Gudauri- znany kurort narciarski i wspinamy się serpentynami ku Przełęczy Krzyżowej (2379 m n.p.m.) . Wspinaczka na rowerach wyciska z nas siódme poty, ale oszałamiające widoki sowicie wynagradzają trud.
Najpiękniejszy fragment trasy znajduje się zaraz za zjazdem przełęczy. Z zachwytu szoruję szczęką po asfalcie, gdy z pomiędzy zielonych gór wy łania się przede mną dolina rzeki Terek, w pobliżu miejscowości Kobi. Tutaj każde zdjęcie staje się arcydziełem.
Najbardziej znaną atrakcją Gruzińskiej Drogi Wojennej jest kościół Cminda Sameba, położony w pobliżu Stepancmindy, u podnóża góry Kazbek. Zwiedziwszy kościół, pieszo, ruszamy w stronę Kazbeku, planujemy dotrzeć do granicy lodowca. Niestety przez całą drogę towarzyszy nam gęsta mgła, nie udało nam się zobaczyć ani lodowca, ani samej góry.
Wracamy tą samą drogą i przedostajemy się na rozległe równiny Kachetii. Tutaj w końcu możemy odpocząć od ciągłych podjazdów. Kachetia słynie z uprawy winorośli, a wiele gruzińskich marek wina znanych jest na całym świecie. Znajdują się tu również piękne monastyry. Zwiedzamy klasztor w Alaverdi i winiarnię w Kvareli.
Kawałek dalej spotyka nas miła niespodzianka. Spotkany dziadek zaprasza nas do swojego przydomowego muzeum, w którym podziwiamy bogaty zbiór przedmiotów codziennego użytku. Prawdziwy rarytas!
Z żyznych ziem Kachetii trafiamy na gruzińskie Badlands. Naszym celem jest monastyr David Garedża, położony przy samej granicy z Azerbejdżanem. By tam dotrzeć przychodzi nam pokonać pasmo jałowych ziem. Niewiele tu wody a okoliczne wzgórza i równiny porasta roślinność stepowa- suche trawy i kolczaste chwasty.
W ponad czterdziestostopniowym upale pokonujemy kolejne wzgórza, marząc by każde z nich okazało się tym ostatnim. Skończyła mi się woda, nigdzie w okolicy nie ma nawet kilu centymetrów cienia. W końcu docieramy na szczy ostatniego wzniesienia, a prze dnami rozpościera się Udabno- wioska położona pośrodku stepu.
W Udabno jest- jedyny w okolicy- bar noclegownia, założony przez… parę Polaków. Oasis Club w to prawdziwa Mekka turystów, raz po raz zatrzymuje się tu kolejny bus. Wielu gości to Polacy.
Po nocy na Prerii przychodzi czas na zwiedzenie monastyru. Główny budynek nie jest tu najwięszą atrakcją. Idąc szlakiem przez góry, który prowadzi tuż przy granicy z Azerbejdżaem, mamy okazję odwiedzić wykute w skale kapliczki, pierwsze z nich powstały już w VI wieku n.e. W wielu z nich zachowały się jeszcze oryginalne freski.
Wkrótce na kilka tygodni opuszczamy Gruzję. Udajemy się do Armenii i Górskiego Karabchu, samozwańczej ormiańskiej republiki, utworzonej na ziemiach, oficjalnie należących do Azerbejdżanu. Po ponad trzech tygodniach docieramy ponownie w granice Gruzji. Zwiedzamy Wardzię, kolejne skalne miasto, znacznie większe niż Uplisciche.
Następnie udajemy się nad morze, przez Adżarię. Adżaria to kolejna górska kraina. Niestety, na głównej drodze asfalt występuje tylko sporadycznie. Przejeżdżamy przez małe, górskie miejscowości, które stanowią prawdziwy skansen. Na szczęście najwyższy punkt drogi zdobywamy już na początku – przełęcz Gredzi (2025 m n.p.m.) potem jest głównie z górki, w stronę morza.
Stolicą Adżarii jest nadmorski kurort Batumi, nazywany także „Las Vegas Wschodu”. Batumi rzeczywiście nie przypomina w niczym innych gruzińskich miast a światła kasyn i hoteli nadają mu zachodniego polotu.
W okolicach rosną lasy tropikalne oraz uprawy herbaty i bambusa. Klimat jest tu bardzo wilgotny, wkrótce dopadają nas ulewne deszcze. Wobec tego faktu, drogę do Kutaisi postanawiamy pokonać pociągiem. Wkrótce wsiadamy do samolotu, który zabiera nas z powrotem do Polski.
Nieprzeczytane posty
Re: Oblicza Gruzji
2Rewelacyjna wyprawa, bardzo fajnie się czyta i te miejsca WOOW. Zachęciłeś mnie, chociaż podróż rowerem zamieniłbym na auto, ale to bardziej z lenistwa.
Re: Oblicza Gruzji
3Czołem! Zaczarowane miejsca i podziw dla wyprawy na rowerze Mogłabym wpatrywać się godzinami na te przepiękne fotografie ...
Re: Oblicza Gruzji
4Gruzja to jest niesamowite miejsce na ziemi! Dziękuję ci za relację, znowu mogła się poczuć jakbym tam przed chwilą była